piątek, 1 stycznia 2010

Cz. 17

Biegłam ile sił miałam w nogach.
Buty na obcasach troszkę mi przeszkadzały, więc zdjęłam je, wzięłam w rękę i dalej biegłam.
W pewnym momencie usłyszałam w oddali swój głos.
Przystanęłam na rogu przecznicy, i odwróciłam się.
Nikogo nie ujrzałam.
Postanowiłam biec dalej.
Poprzez łzy, ciągałam nosem i rozmyślałam.
Zrobiłam to wszystko dla niego, mojego Maksa. Mojego Maksa, tego, który jeszcze dziś dzień był mój.
Nie zwróciłam uwagi, że biegłam coraz szybciej.
Byłam jedną z najlepszych osób, które najszybciej biegały.
Zwolniłam tempa, i zaczęłam ponownie myślec.
Dlaczego mi to zrobił? No tak, czemuż to ja byłam aż taka głupia i naiwna? W końcu, on nie był dla mnie. Kacper miał racje - nie jest mnie wart. A może, to ja nie jestem jego warta?
Pewnie zrobił tak, że założył się z Patrykiem, że będzie udawał miłość do mnie, a żeby nie być gorszym, rozkazał i mu ,,zakochać się'' w mojej najlepszej przyjaciółce, Karolinie.
Dlaczego ja byłam taka głupia?
W pewnym momencie przystanęłam.
Przez pasy przechodziła staruszka, z balkonikiem dzięki któremu mogła iść. Starsza pani, z mnóstwem zmarszczek na twarzy, szła szczęśliwa z życia, szczęśliwa, że spotkało ją szczęście. A ja patrzyłam się na nią jak głupia, cała zapłakana.
Spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się.
Spróbowałam odwzajemnić uśmiech, ale zamiast tego wyszedł grymas.
Czułam się podle - jakby ktoś wbił mi nóż w serce - i w dodatku nim przekręcił.
Pobiegłam dalej.
Zatrzymałam się, i usiadłam na trawie. Była mokra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz