sobota, 16 stycznia 2010

cz. 34

- No, ciekawe.- mruknęłam ledwie słyszalnie pod nosem idąc do szkoły.
Zamknęłam za sobą drzwi, wychodząc z domu.
Zerknęłam do tyłu. Nikt nie szedł.
A niech mnie.- pomyślałam.- Miał iść. trochę bym się z nim podroczyła.
Oczywiście miałam na myśli Maksa.
Wczoraj rozegrałam to znakomicie. Myślałam, że pęknę z dumy, z tego, co zrobiłam, pomimo że nie lubię się wywyższać.
Na sam rzut oka było widać, że zrobił się zazdrosny. Bardzo zazdrosny.
Może jeszcze coś do mnie czuje? ...
Nie! Nie mogę tak myśleć. Nawet jeśli.
Jestem z Kacprem. Nie mogę mu tego zrobić.
Żaden Max nie zmąci mi na nowo w mojej głowie. Wiem już, do czego jest zdolny.
Nabrałam się. Jakaż ja byłam głupia. Jaka naiwna.
Usłyszałam za sobą kroki i miarowe oddychanie. Zaczęłam łapczywie brać powietrze.
Nie miałam ochoty się obrócić. Kto idzie. Wiedziałam doskonale, kto za mną idzie.
Nagle znalazł się przy moim prawym boku.
Zerknęłam na niego kątem oka. Zauważyłam, jak rzucił mi wręcz gniewne spojrzenie.
Po chwili przyspieszył. Podniosłam głowę, włosy odgarnęłam za ucho. Spojrzałam przed siebie, na jego plecy. Nie wiem, czemu poczułam pewnego rodzaju euforię. Że idę za nim. Że spojrzał na mnie.
To co z tego, że był zły. Odważył się spojrzeć.
Poczuł mój wzrok na sobie. Odwrócił głowę do tyłu.
Przystanęłam na sekundę, po czym zorientowałam się, że stoję. Ruszyłam jakby niby nic.
Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Miałam ochotę pobiec przed siebie i rzucić się mu na szyję.
Chociaż, nie wiem, czemu ja tak to przeżywam. W końcu nawet nie chodziliśmy ze sobą. Nie oficjalnie.
Patrzyłam w chodnik. Nagle zderzyłam się z czymś większym ode mnie. Podniosłam wzrok. Zauważyłam jego.
- Uważaj jak chodzisz ? - rzuciłam.- Idź i nie tarasuj przejścia. Chciałabym dojść do szkoły przed dzwonkiem.
- Ach, sorry.- mruknął.
Sorry? On przeprosił?...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz