sobota, 16 stycznia 2010

cz. 35

Małe wtrącenie... Zauważyłam, że w cz. 33 i 31 napisałam ,,Kaja'' - przepraszam ogromnie, pomotało mi się wszystko! Pisze także książkę inną, i mi się pomyliło... No niestety, bywa.



Myślałam, sądziłam, że odpowie coś w stylu ,,Weź się przymknij, Markal'' albo coś podobnego. (Markal to nazwisko Rose)
Wyprzedziłam go. Teraz z kolei ja czułam na sobie jego wzrok.
Przed szkołą stał Kacper. Czekał na kogoś. Widocznie na mnie.
- Hej!!- krzyknął z oddali, podchodząc do mnie.
- Cześć.- uśmiechnęłam się, pocałowałam go.
Kątem oka zauważyłam jak Max przywitał się z Moniką, która chciała też go pocałować, ale on patrzył w naszym kierunku.
Uśmiechnęłam się ironicznie. Poszliśmy do szkoły.

Oczywiście, nudno było. Panie specjalnie się nie wysiliły z tematami. Prawie że spałam na lekcjach. Po szkole wracałam sama. Nie było dziś Karoliny.
Otworzyłam drzwi. Zawołałam.
- Ola?- cisza.- Mama?
Dalej cisza. Przecież dzisiaj mama miała wolne, rano była w domu. Ruszyłam szybkim krokiem do kuchni.
Była karteczka, od mamy.
,,Rozalindo, poszłam na zakupy. Niedługo wracam.
12:35 Mama''
Okay. Poszłam na górę do pokoju. Wyciągnęłam zeszyty z dzisiaj i potrzebne na nazajutrz.
Sprawdziłam zadania domowe. Odrobiłam. Potem włączyłam komputer, posłuchałam muzyki leżąc na łóżku.
Spojrzałam na zegarek. 20:15. Ojej, czyżbym przysnęła?
Muzyka dalej rozbrzmiewała w głośnikach. Wyłączyłam komputer. Zeszłam na dół.
- Czeeść?
- Witaj córeczko.
Uśmiechnęłam się.
- Przysnęłam w południe.
- Spokojnie, widziałam. Nie chciałam cię budzić.
Zrobiłam sobie na kolację płatki kukurydziane z mlekiem. Dosypałam płaską łyżeczkę cukru.
- Idę do siebie.- rzuciłam, po czym wróciłam z powrotem do pokoju.
Położyłam miskę na biurku. Usiadłam i zjadłam.
Usiadłam na krzesełku przed toaletką. Poprawiłam włosy, unosząc je trochę do góry.
Jakby tu się jutro uczesać?, pomyślałam.
Nagle na szybach drzwi od balkonu zadudnił deszcz. Pięknie.
Spojrzałam na drzwi. Rzeczywiście padało. A miała być dzisiaj w miarę ciepła noc.
Usiadłam na łóżku. Nagle wpadło mi do głowy, że może wybiorę się na mały spacer.
Zbiegłam na dół i złapałam kurtkę oraz szalik.
- A ty gdzie tak pędzisz?- usłyszałam pytanie mamy.
- Na spacer.- odrzekłam.
- Przecież pada!
- Właśnie dlatego chcę iść.
I wybiegłam na dwór.
Powędrowałam znajomymi ulicami. Nie wiadomo dlaczego, znalazłam się niedaleko domu Maksa. W oddali było widać jego dom. Przystanęłam i zaczęłam się przypatrywać. Nagle zasłony w oknie się poruszyły. Po paru sekundach drzwi się otworzyły.
Otworzyłam szeroko oczy.
Nie, tylko nie on, zapewniłam się w duchu, to pewnie jego matka czy ojciec.
Niestety, z drzwi ukazał się Max.
- Rose?
Odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę domu.
- Zaczekaj!- słyszałam za sobą.
Deszcz przybierał na sile, a ja coraz szybciej biegłam. Wpadłam do domu jak błyskawica.
- Już koniec przechadzki?
- Taak.
Powiesiłam z powrotem kurtkę i szalik na wieszaku. Wbiegłam po schodach do swojego pokoju.
Słyszałam, jak coś odbijało się o szybę drzwi. Wiedziałam, że to nie deszcz. Jednakże nie podeszłam.
Położyłam się na łóżku.
W pewnym momencie ponownie usnęłam.
Obudziłam się. Było wpół do pierwszej.
Usiadłam. Wzięłam piżamę i kosmetyczkę, po czym poszłam do łazienki.
Wróciłam do pokoju. Usłyszałam uderzenie w drzwi. Podeszłam do nich.
Nikogo nie było. Otworzyłam drzwi. Wyszłam na balkon.
Nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Obejrzałam się w bok.
- Rose.

1 komentarz: