niedziela, 17 stycznia 2010

cz. 36

Stałam, patrząc w niemym zdumieniu.
Jakby określenie ,,szczęka opadła mi do podłogi'' było możliwe, pewnie tak by się ze mną stało.
No ale, że to przeczy prawom fizyki (albo jak ktoś ma taką szczękę, o jacie, chyba powinien być w Księdze Rekordów Guinessa?), to moja szczęka po prostu otworzyła się lekko i tak patrzyłam jak tępak na niego, jak takie mało rozumne zwierzątko. Tyle że w piżamie.
Zgrabnym ruchem dłoni przymknął moją na wpół otwartą buzię, a ja dalej tak stałam, nie wiedząc co powiedzieć.
Złapał mnie za ramiona, obrócił przodem do mojego pokoju i pokierował mną. Usiadłam na łóżku, przysunął sobie krzesło sprzed biurka i usiadł naprzeciw mnie.
Zamrugałam kilkakrotnie oczami.
- Co tu robisz?- zapytałam zdławionym głosem.
Uff. Wreszcie przełamałam pierwsze lody.
- Zauważyłem cię... dziś niedaleko mojego domu... i sobie uświadomiłem, że...- Maks nachylił się, chcąc mnie pocałować.
Odsunęłam się.
- Co ty do cholery jasnej wyprawiasz? Kompletnie cię przegrzało?
Spojrzał na mnie wyraźnie zdezorientowany.
- Czy ty sobie myślałeś, że teraz, gdy jestem z Kacprem, zerwę z nim i wrócę do ciebie jak na skrzydłach? I że zranię Monikę?
- Przecież ty jej i tak nie lubisz.- burknął.
- To co z tego! Nie chcę jej ranić tylko dlatego, że ty masz jakieś zachciewajki!
Patrzył dalej na mnie tak, jak ja na niego na balkonie.
Uśmiechnęłam się ironicznie, spojrzałam w sufit.
- Co ty sobie myślałeś?- zacisnęłam wargi.
- Że do mnie wrócisz.
- Coo? Zabawny jesteś? My nawet nie byliśmy parą. Bynajmniej mi nic o tym nie było wiadomo.
- Jak to?
- Jak to?- prychnęłam rozbawiona.- Nie rozbawiaj mnie, proszę cię. Nie wrócę do ciebie. Nigdy. Nie po tym, co mi zrobiłeś. Za późno. Najpierw się myśli, potem robi.
Wstałam. Ręką wskazałam balkon.
- Wyjdź.
- Ale...
- Wyjdź powiedziałam.- zamknęłam oczy.
Ostatnie co usłyszałam tej nocy, to odgłos zeskakiwania z pergoli. Po tym wszystkim padłam niezamierzanie na łóżko, momentalnie tracąc świadomość wszystkiego.

1 komentarz: