sobota, 2 stycznia 2010

Cz. 30

Wszedł do pomieszczenia, a ja zamknęłam drzwi. Ściągnął kurtkę, powiesił na wieszaku.
Przyjrzałam mu się dokładniej niż zwykle, delikatnie mrużąc oczy.
Wcale nie był taki brzydki. Nie wiem, czemu nigdy za nim nie przepadałam. Jest przystojny, owszem- kasztanowe włosy, błękitne oczy, zgrabne usta, nos. Wysportowany.
Ach, chyba przypomniałam sobie, dlaczego go tak nie lubiłam: był natrętny. Czasem aż za bardzo.
Odwrócił się w moją stronę, i ponownie uśmiechnął.
- Słyszałem, jak grasz. Na czym?- spytał.
- Na fortepianie.- odparłam.
- Fortepianie? Masz fortepian?
- Tak. Mama kupiła mi, jak miałam jakieś 9 lat. Chciała, bym nauczyła się grać, no i proszę.
- A dobrze grasz?- przeszliśmy do salonu.
- No nawet. Według mamy i Olki nawet bardzo, ale ja tam sama nie potrafię siebie ocenić.
- To może zagrasz? Ja mogę ocenić.
Spojrzałam na niego, mrużąc oczy. Lekki uśmiech zawitał na mej twarzy.
- Hm, czemu by nie.- odrzekłam.
Usiadł na kanapie, niedaleko fortepianu, a ja na krzesełku przed instrumentem.
- Ehm, zagram taką jedną piosenkę, dzisiaj ją trochę ćwiczyłam, ale nie oczekuj ode mnie jakichś cudów.
I zaczęłam grać.
Delikatnie naciskając klawisze, zaczynałam coraz szybciej i szybciej, jak wymagała melodia. Kacper patrzył się na moje palce, jak gram. Ja natomiast, wpatrywałam się w nuty. Przymrużyłam delikatnie oczy, jak to w moim zwyczaju, ledwie widocznie że w ogóle je mrużę.
Pełna skupienia, grałam dalej. Po chwili przyłapałam się sama na tym, że chciałam wypaść jak najlepiej, jak gdyby chłopak byłby dla mnie kimś ważnym. Nie, tylko nie w tym momencie, nie chcę teraz być w związku… Ale poczułam coś, czego niezbyt chciałam. Poczułam żal, do samej siebie, że zawsze tak odrzucałam Kacpra tylko dlatego, że się we mnie kochał. Miałam ochotę płakać, ale się powstrzymałam. Dopiero po chwili zauważyłam, że chłopak stał za mną i patrzył się w nuty, które gram. Powoli dochodziłam do końca, po czym ledwie dotykając klawisza, skończyłam swoją balladę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz