sobota, 2 stycznia 2010

Cz. 26

Kolejne tygodnie mijały nieubłaganie wolno, ale z bólem. Strasznie się czułam. W pierwszy dzień po tym strasznym wyznaniu chciałam, wchodząc na teren szkoły, zaczekać na Maksa, ale uzmysłowiłam sobie, że powiedział ,,Koniec.”.
Przez te tygodnie nie dość, że czułam się opuszczona, to zaczęłam coraz mniej jeść. W tanich romansach po rozstaniu bohaterki zajadały się słodyczami ile wlezie, ale ja tak nie potrafiłam. Jadłam coraz mniej, nie miałam ochoty, dosłownie, na nic. Nie miałam ochoty na śpiewanie, na słuchanie muzyki, ani na czytanie. Po prostu przesiadywałam w swoim pokoju i tępo patrzyłam w ścianę. Ola często wciskała mi jakieś jedzenie, ale czasem naprawdę się złościłam i wywalałam po prostu talerz do góry nogami tak, że cały posiłek lądował na dywanie. Ona po prostu zbierała to, co spadło, potem przecierała dywan i już mi nie wciskała żadnego jedzenia.
Raz Karolina próbowała wyciągnąć mnie na zakupy, ale nic z tego, wywinęłam się bólem głowy i brzucha. Chciała przyjść do mnie, ale powiedziałam, że wolę posiedzieć sama.
- Ależ Ty już od dwóch miesięcy przesiadujesz ciągle w domu! Nic nie robisz, nie dość, że już jesteś chuda, to jeszcze nic nie chcesz jeść, nawet nie masz ochoty na śpiewanie i czytanie! Nawet na denne słuchanie powtarzających się piosenek! Czy Ty w ogóle wiesz, co istnieje poza Twoim żalem i bólem? Co się dzieje w szkole, poza szkołą, w mieście?- Kara była doprawdy rozwścieczona.
- Nie.- rzuciłam cicho.
- No właśnie! Nawet nie wiesz, że happysad wystąpi pojutrze na basenie!
Zmarszczyłam brwi.
- To niemożliwe. Na to mnie nie nabierzesz.- rzuciłam troszkę głośniej.
- Ależ jak najbardziej możliwe! Jakbyś choć trochę się rozluźniła, zobaczyłabyś, co się dzieje wokół Ciebie! A co Ty robisz jest monotonne! Wstawanie rano, szkoła, lekcje, sen. Wstawanie, szkoła, lekcje, sen… I tak dalej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz