piątek, 1 stycznia 2010

Cz. 6

- Czemu tak szybko wyprzedziłaś wtedy Karolinę?- usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się i odskoczyłam.
Wzięłam głęboki oddech.
- Fajnie. Jak darzyłeś mnie szczerą nienawiścią, zauważałam Cię od razu. Teraz się skradasz i straszysz mnie.- wydukałam.
- Sorry.- wzruszył ramionami.
Posłał mi ten uśmiech. Ten cudowny uśmiech.
- Rossi?- wytrącił mnie z transu.
Otrząsnęłam się.
- Oh, sorry. Zapatrzyłam się. Eeee... Tam.- wskazałam brodą automat z puszkami.
Uniósł lewą brew.
Przytaknął.
Staliśmy na środku wielkiego korytarzu, ale to nic.
- No więc, dlaczego wtedy tak wyminęłaś Karolinę? Przecież szłyście do tej samej klasy.- zaczesał ręką włosy.
Zamrugałam kilka razy.
- Eee. Bo... Coś sobie przypomniałam. Musiałam szybko pójść do szafki, bo czegoś zapomniałam.- zmyśliłam powtórnie.
- Aha.- mruknął.- Jaką masz teraz lekcję?
- Chemię. A Ty?
- Angielski.
Nastała cisza. Krępująca cisza.
- Eeee, doobraa... To ja idę. Cześć.- szturchnął mnie łokciem i poszedł.
Maks ze mną rozmawiał! Przy wszystkich! Pomyślałam.
Poszłam na lekcję jak w transie.

Gdy skończyły się lekcje, poszłam w stronę drzwi wyjściowych. Wracałam sama, ponieważ Karolina szła od razu po szkole do lekarza na szczepionkę.
Otwierałam bramkę, by wyjść z terenu szkoły, gdy ktoś złapał mnie za ramię.
- No cześć.- Maks.
Co z nim?
- Ehm. Hej.- mruknęłam.
- Można?- zapytał.
- Ale co?
- No, czy mogę Cię odprowadzić. Idę w tym samym kierunku.
Ściągnęłam brwi.
- Mieszkasz niedaleko mnie?- spytałam.
- Tak się składa, że tak, owszem.- uśmiechnął się. Aach.
- Okej, możesz. Idę sama.- spróbowałam jakoś specjalnie się uśmiechnąć, ale nie wyszło mi.
Przez drogę w ogóle się nie odzywaliśmy. Ale nie przeszkadzało nam to.
Doszliśmy do mojego domu. Nikogo nie było w nim.
- No to... do zobaczenia jutro.- powiedział, i się odwrócił.
- Cześć.- odpowiedziałam.
Już się odwróciłam, ale on podszedł i pocałował mnie w policzek.
Spojrzałam na niego, ale on już odchodził dalej w stronę swojego domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz