środa, 20 stycznia 2010

cz. 38

Kolejnym razem, gdy się przebudziłam, nikogo nie było na mojej sali. Dalej nie wiedziałam, co ze mną jest, ani co było przed tym niefortunnym wypadkiem. Nagle poczułam przeszywający ból w głowie. Odruchowo złapałam się za nią lewą ręką, lekko masując, by ujarzmić ból. Rozglądnęłam się.
Podniosłam nogę. Nie udało mi się. Drugą nogę uniosłam ze skrzywieniem na twarzy. Chciałam spróbować wstać, podeprzeć się prawą ręką- nagle poczułam taki ból w tej ręce, że aż zaczęłam się zwijać z bólu na łóżku szpitalnym. Natychmiastowo przybiegła pielęgniarka.
- Co jest kochanie? Coś cię boli? Spokojnie, spokojnie. Pokaż to- wzięła moją rękę i spojrzała na nią.- Nawet nie waż mi się cokolwiek z nią robić. Nie ruszaj nią niczego.
- Co... Co się ze mną stało?- spytałam, sama siebie zadziwiając, bowiem nie miałam w planach zadać tego pytania. Jakiegokolwiek pytania.
- Tamta pani, która była wcześniej, twoja matka, mówiła że spadłaś ze schodów. Niestety, był to bardzo niebezpieczny wypadek. Złamałaś nogę i rękę.
Nie rozumiałam, co do mnie mówiła. Że jak? Złamałam nogę i rękę? Że ja? Ale...
Po pewnej chwili zrozumiałam. Zostałam kaleką. Złamałam sobie kości. Moja kariera biegaczki legła w gruzach. Już prawdopodobnie nigdy miałam nie stanąć na biegach przełajowych czy czymś tego rodzaju.
- Nie martw się skarbie, wyjdziesz z tego. Co prawda minie trochę czasu, ale wyjdziesz.
Przełknęłam głośno ślinę.
- Czy jest ktoś z mojej rodziny, znajomych?- zapytałam.
- Tak, jest twoja mama, siostra i pewien chłopak. Poprosić kogoś?
Przemyślałam, kogo wybrać. Może Aleksandrę? Albo mamę? Nie, z mamą nie porozmawiam o sprawach dziewczęcych, w tym momencie się krępuję.
- Poproszę, żeby zawołała pani Olę.
- Dobrze.
Wyszła za drzwi i usłyszałam szeptanie. Po chwili na sali zjawiła się Ola.
- Jezu, siostrzyczko...- zaczęła, podeszła do mnie, uklękła przy łóżku.
Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.
- Nie mam pojęcia jak to się stało- powiedziałam zduszonym głosem.- Jedyne co pamiętam, to to że w nocy zemdlałam, potem wstałam nad ranem i wydarzyło się to. I co teraz będzie?
- Dobrze będzie. Jakoś przez to przetrwamy- powiedziała równie zduszonym głosem.
- Jak to dobrze?! Nie dość, że nigdy już prawdopodobnie nie będę mogła robić tego co kocham, to zostanę kaleką! Już nią jestem! Jak to będzie wyglądać! Idę sobie do szkoły na wózku?! Niedoczekanie!- zdenerwowałam się.
- Proszę cię, nie denerwuj się. Zdarzył się wypadek. Wiesz o tym, że poszłaś w ślady ojca. Sam zrobił sobie krzywdę.
- Racja. Fakt. Ciekawe czy w ogóle zainteresuje się tym, jak się dowie, co mi się przytrafiło...
Aleksandra spuściła głowę.
- Pewnie nie- szepnęłam tak cicho, że tylko ja to usłyszałam.
- Masz rację, ale może się jednak zainteresuje. Może przyjdzie i coś powie miłego. Może ci coś da.
- A... ile muszę tutaj leżeć?
- Jeszcze nie założyli ci gipsu ani na nogę, ani na rękę. Dopiero będą to robić. Jak na razie masz same opatrunki.
Spojrzałam przez szybę na korytarz. Zauważyłam Kacpra. Wyglądał na zdruzgotanego. Nawet nie byłam w stanie się uśmiechnąć.
- Kacper jest naprawdę miłym i szlachetnym chłopakiem- powiedziała moja siostra przechwytując gdzie się patrzę.- Pewnie sądziłaś, że nie będzie chciał z tobą być. Jednakże siedzi tutaj całymi dniami i nocami, nawet nie słucha gdy każą mu iść do szkoły. Chce być jak najbliżej ciebie.
Łza ściekła mi po policzku.
- Możesz go zawołać?
- Oczywiście- odeszła i po chwili wszedł chłopak. Miał podkrążone oczy i zbolałą minę.- Jak się masz, chérie*?- spytał.
- A jak się może mieć kaleka z połamanymi kośćmi?- rzuciłam beznamiętnie.
- Och- jęknął, i wziął mnie za rękę.- Nie mów tak o sobie.
- Ależ tak- oczy znowu naszły mi łzami.- Sądziłam, że po tym wszystkim pójdziesz sobie i zaczniesz mnie ignorować...
- Żartujesz sobie? W życiu bym tak nie postąpił. A szczególnie nie z tobą.
Usłyszałam pukanie w szybę. Spojrzałam. Ujrzałam mamę. Miała krzywą minę. Zapytałam wzrokiem o co chodzi.
- Kacper... Mama coś chce, byś wyszedł...- zaczęłam.
- Dobrze, już dobrze- ścisnął moją rękę i się nachylił.- Rose...
Nie skończył. Do pomieszczenia wszedł dorosły mężczyzna, z czarnymi włosami, eleganckim ubraniem i niebieskimi oczami. Dokładnie jak ja.

_____________
* chérie (fran.)- ukochana.

2 komentarze: